wtorek, 9 sierpnia 2016

Zdanie: "wracałam z obsikanymi i podartymi rajstopkami" wypowiada się prosto lub trudno

No i kolejna sesja za mną. Dzisiaj zaplanowana była sesja relaksacyjna, zapoznanie mnie z technikami wyciszania - które przydadzą się przy okazji kolejnych kroków. Ale jak to ze mną bywa, relaksowanie nie jest taką prostą czynnością. Doszłyśmy do wniosku, że przez większość czasu żyję "na wysokich obrotach", odczuwam i reaguję na wszystko to, co dzieję się naokoło mnie. Kiedy wyciszam się, czuję się wystawiona na atak, czuję niebezpieczeństwo i swoją kruchość. Nie potrafię zamknąć oczu, rozluźnić się czy tym bardziej, tak jak w ostatnim ćwiczeniu - położyć się beztrosko na podłodze i wykonać nieskomplikowane zadanie. Przy osobach trzecich to się po prostu nie wydarzy. Na szczęście spotkałam się z totalnym zrozumieniem i ćwiczenia dostałam do domu. Jestem sceptyczna, ale spróbuję wszystkiego, co może mi pomóc.

Terapeutka zaproponowała mi nagrywanie sesji, a potem odsłuchiwanie ich sam na sam lub w towarzystwie bliskiej osoby. Założenie jest takie, że pomoże mi to "przeprocesować" własne wspomnienia. Początkowo byłam zszokowana i wystraszona, że to wszystko wymaga takich czynności. Myślałam, że jak już raz sobie coś przypomnę i "skoczę w dół", to to już będzie za mną. Niestety nie. Zdecydowałam, że nasze sesje będę nagrywać, a czy je odsłucham? Zobaczę czy zbiorę się na taki wyczyn. Niemniej nagrania będą sobie bezpiecznie czekać na małą dziewczynkę. W razie czego.

Kolejna sprawa to aspekt językowy. Dla mnie terapia w języku ojczystym, a tym "nabytym" to dwie różne sprawy. Język polski ma dla mnie wymiar emocjonalny. Każde słowo to nie tylko słowo, ale i głębsze znaczenie, które nabyłam wraz z doświadczeniem życiowym. Każde słowo poznawałam "empirycznie". Nie słownikowo. Tak jak w przypadku języka angielskiego. Znaczeń uczyłam się na lekcjach, kursach czy po prostu z książek. Dlatego przykładowo przekleństwa w języku polskim trudniej przechodzą przez moje gardło lub wzbudzają większe oburzenie, czy dotykają mnie bardziej niż kiedy słyszę kogoś, kto donośnie krzyczy "fuck!". Powiedzmy, że słowo "jabłko" jest obraźliwe, więc od teraz krzyczę "JABŁKO!" kiedy bardzo się denerwuję. Nie wzbudza to takich emocji, co "KURWA!", czy to ma jakiś sens? Idąc dalej, trudniej byłoby mi powiedzieć np. "potem dotykali mnie po odbycie", "wracałam z obsikanymi i podartymi rajstopkami" plus wiele gorszych słów i zdań, których nie jestem nawet w stanie jeszcze napisać. Tak więc byłam bardzo szczęśliwa, że będę mogła mówić te rzeczy po angielsku, neutralnie, bez przywiązania. Niestety moja terapeutka wychwyciła to od razu. I poinstruowała mnie, że albo zdecyduje się na obecność tłumacza, który jej będzie wszystko tłumaczył, albo będę mówić w dwóch językach. Żeby TO wypowiedzieć tak jak należy. Zdecydowałam się na opcję numer dwa. Chociaż podejrzewam, że będę się czuła ekstremalnie głupio. Chyba warto to przegadać na kolejnej sesji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz