piątek, 29 lipca 2016

Sex, drugs and rock'n'roll w psychiatryku

Chyba każdy ma jakieś tam własne wyobrażenie na temat załamania nerwowego. Ja na przykład wyobrażałam sobie nieruchome smutne warzywo pod postacią człowieka. Ale czy wiecie co może stać się chwilkę przed owym załamaniem? Kiedy w poprzednim wpisie wspominałam o wezbranej rzece i pękającej tamie miałam na myśli drogę która obrałam tuż przed maturą. Czyli w najlepszy możliwy czas.

Jak tylko pozbierałam się po wstępnej żałobie po nieudanym związku, która objawiała się bezruchem całego ciała umieszczonego w łóżku. Płaczem i nienawiścią, syndromem Wertera, zasłuchiwaniem w smutnych piosenkach i unikaniem szkoły jak ognia - zaczęłam zachowywać się jak nigdy wcześniej. Cały ból po zerwaniu, który uaktywnił cierpienie spowodowane przeszłością wypełnił mnie od środka. I przysięgam, że poza tym bólem nie było niczego innego. Czułam pustkę. Dlatego za alkohol chwytałam codziennie, do tego doszły miękkie narkotyki, ucieczki z domu, epickie imprezy, bijatyki, przypadkowy seks (wciąż "niepełny") z obiema płciami. Wszystko to, co robiłam, było impulsywne i niebezpieczne. A wszystko po to aby coś poczuć. Oczywiście moje zamienniki się wyczerpały. Dlatego przeszłam etap autoagresji. Kiedy cięcie i podpalanie przestało mi wystarczać zaczęłam miewać myśli samobójcze. Na tym etapie mój przyjaciel przytargał mnie do psychologa.

Niestety na terapię było już za późno. Nie wierzyłam ani w siebie, ani w sens istnienia tego świata. Poszłam o jeden krok za daleko i wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym. A tam było jeszcze więcej seksu, jeszcze więcej dragów i jeszcze więcej rock'n'rolla. Z tego okresu pamiętam strasznie mało. Pod koniec zrzuciłam dwadzieścia kilogramów i już tylko spałam. A powrót do domu wcale nie był taki prosty. Musiałam zebrać się na zmanipulowanie lekarzy i własnej matki, której przysięgałam, że już wszystko jest ze mną w porządku.

Zarówno przed szpitalem, w trakcie pobytu jak i po wydostaniu się z niego przypisywano mi diagnozy przeróżnej maści. Była to na przemian: prosta depresja, choroba afektywna dwubiegunowa, zaburzenia osobowości, w tym borderline i paranoidalna, fobia społeczna, początki schizofrenii i co jeszcze? A to, że moim zdaniem prawidłowa diagnoza odgrywa ogromną rolę w zdrowieniu. No bo jak leczyć nie wiadomo co? Lecząc wszystko na raz? Dodam jeszcze, że sama chciałam wiedzieć co mi jest. Poczytać, poznać swojego wroga.




- Czy jesteś dziewicą? - Nie wiem... czyli seksualna tożsamość ofiary seksualnej

Kiedy miałam około szesnastu lat rozpoczęłam pierwsze świadome kontakty seksualne. Nie będę wnikać w szczegóły, ale wspominam ten okres całkiem przyjemnie. Nigdy nie byłam typem dziewczyny, która nie interesowała się seksem. Takiej która unika kontaktów cielesnych. Nie mogę powiedzieć, że byłam miejscową lafiryndą, ale byłam bardziej taką "cichą wodą" i rwałam brzegi ile mogłam. Jednak podczas zbliżeń zauważyłam, że coraz częściej pewne zachowania, słowa i sytuację są źródłem dyskomfortu, uczucia wstydu, smutku, a nawet bólu. Penetracja była dla mnie czymś kosmicznym i nieosiągalnym. Wliczając w to masturbację czy nawet używanie tamponów. Nie mówiąc o wizycie u ginekologa, którego swoją obecnością nie zaszczyciłam do dzisiaj.

Pojawiły się klasyczne pytania: "Czy robię coś źle?", "Czy jesteś dziewicą?". Na pytanie numer jeden mogłam odpowiedzieć jednoznacznie i nie ma to teraz znaczenia. Jeżeli jednak chodzi o moje dziewictwo, w tamtym momencie życia dorastającej nastolatki nie mogłam odpowiedzieć ani "tak", ani "nie". Nie mogłam też przecież odpowiedzieć, że "nie wiem" - chociaż ta odpowiedź była najbliższa memu sercu. Więc po kilku głębokich wdechach i przy całej swojej odwadze, wtuliłam się w tą nieszczęsną osobę i po dwóch latach zwariowanego związku wydukałam ze wstydem: "bo wiesz, ktoś mnie kiedyś skrzywdził". I poczułam strach, to nie było wcale uczucie ulgi. Po rzece pytań: "kto, gdzie, jak, kiedy?" usłyszałam i zobaczyłam coś jeszcze straszniejszego. Zobaczyłam osobę, która w tamtym momencie mojego życia była całym moim światem, której chciałam oddać wszystko co najlepsze. A której oczy wypełniły się rzewnymi łzami, a dłonie wyrwanymi strzępkami własnych włosów. Pomiędzy najgorszym typem dźwięków rozpaczy jakie było mi dane usłyszeć, wliczając w to płacz ludzi przebywających w szpitalu psychiatrycznym. Rozpacz mojej pierwszej miłości zapamiętam na zawsze, a pomiędzy tamtymi jękami wychwytywałam słowa: "Moja mała, MOJA malutka dziewczynka". I wtedy ona się obudziła.

Od tamtego dnia nie potrafiłam spojrzeć na swoje własne zdjęcia z dzieciństwa. Był to też dzień po którym zaczęłam częściej płakać, zawieszać się, odczuwać nienawiść czy bezsilność oraz cały ocean wstydu. A czy byłam wtedy dziewicą? Jeśli wziąć pod uwagę aspekty biologiczne to nie mam pojęcia, czy ta cholerna błona we mnie była. Jeżeli wziąć pod uwagę aspekt psychiczny, to czułam się absolutnie zbrukana i niegodna takiego nazewnictwa. A jeżeli chodzi o moje uczucia, to tak. Pragnęłam usłyszeć takich banałów, jak: "jesteś moją pierwszą" czy "jesteś dziewicą i ja ci to mówię".

Dwa miesiące od tych wydarzeń odkryłam, że moja przystań bezpieczeństwa, miłość życia i źródło czułości wymyka się po godzinach nie bez przyczyny. Zostałam zdradzona, oszukana i zbrukana. Ale nie to było najgorsze. Zostałam sama. A moja ciemna strona razem ze mną i razem z tamtą osobą. Wtedy rzeka bólu wezbrała. Tama pękła. Każda cegiełka, która była moją siłą, która pozwalała mi okłamywać samą siebie, że nic się nigdy nie stało pękła. Świat w końcu usłyszał, że byłam wykorzystana. I ta mała dziewczynka już nigdy nie pozwoliła mi o tym zapomnieć.

Czym jest projekt dziewczynka?

Witam. Jestem kobietą i małą dziewczynką w jednej osobie. Poza tym nie wyróżniam się niczym szczególnym. Mam dwadzieścia-parę lat, stałą pracę, psa i zwykłe brązowe włosy. Rano chodzę biegać do parku, popołudniu gotuję polski obiad, a wieczorami spotykam się ze znajomymi. Czasami jestem dziecinna. Takie jak ja mijają cię codziennie. Jednak nigdy nie dostrzeżesz, że dwadzieścia lat temu stało się coś, przez co ta najzwyczajniejsza na świecie dziewczyna straciła wszystko. Nie dostrzeżesz, nie dlatego bo czegoś ci brakuje. Tragedii takich jak moja nie widać. Ofiar takich jak ja nie dopatrzysz się w statystykach. Bo nikt mnie nie uratował na czas, a moja historia została zapomniana nawet przeze mnie.

Projekt dziewczynka jest moim osobistym projektem-dziennikiem, prowadzonym przy równoczesnym wsparciu mojej terapeutki. Dziennik pozwoli mi ostatecznie przywołać traumatyczne wspomnienia z okresu dzieciństwa. Przynajmniej taki jest plan. Czy mi się uda?

A dziewczynka? Mała dziewczynka powraca w snach, jest uwieczniona na fotografiach, czasami przemawia przez dorosłą kobietę. Boi się, ucieka, płacze i szuka swojego miejsca. Skoro zawiodła rodzina, pedagodzy, wszyscy dorośli na jej drodze, a nawet wielu terapeutów, lekarzy czy mentorów, czas abym to ja zaprowadziła ją do przeszłości.