piątek, 16 września 2016

Wpis nawet lekko pozytywny

Coś we mnie pękło. Coś jakby się zmienia. Nie wiem czy to placebo, czy może chwilowy skok endorfin, a może po prostu nastaje dobry czas. Od ostatniej sesji, po tym jak otworzyłam się przed terapeutką, moją mamą, po tym jak odnoszę się szczegółowo do mojej przeszłości minął jakiś tydzień. A ja robię drobne kroczki naprzód.

Nie płakałam ani razu. Przespałam prawie każdą noc z rzędu. Znowu jem jak należy. Kilka razy nie uciekłam przed ludźmi. Nie rozmyślałam nad kilkoma wpadkami w pracy. Czy ta terapia na prawdę działa i co najważniejsze... pozwoli mi być prawdziwą sobą?

Dostałam sporo materiałów na temat PTSD. Piszą tam, że tą traumę na prawdę trzeba przerobić ze szczegółami. Po to, aby się uwolnić. Przez ponad dwadzieścia lat trzymałam to w sobie. Te szczegóły i detale. Powracały w postaci bólu i snów. A teraz kiedy się z nimi konfrontuję czuję ulgę. Może nie od razu, i nie w momencie kiedy to robię. Ale po czasie, wszystko ze mnie uchodzi.

Jednak po tak dobrym tygodniu, nie potrafię zasnąć. Boję się jutra. Jedenasta rano. Włączamy dyktafon, siadamy naprzeciwko siebie, automatycznie spuszczam głowę w podłogę i lecimy. W głowie mam tysiąc różnych wymówek. Wszystko tylko nie chcę do tego pokoju. Czuję, że ta trauma może spływa z mojej duszy, ale zostaje w tamtym pokoju terapeutycznym. Boję się tam wrócić. Cholernie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz