czwartek, 8 września 2016

Pierwsza sesja "uwalniająca" terapii poznawczo-behawioralnej.

No i już po wszystkim.

Pierwsza sesja "uwalniająca" za mną. Muszę przyznać, że długo na nią czekałam. W między czasie wydarzyło się wiele rzeczy. Głównie negatywnych, które bardzo przeszkadzają mi w powrocie do zdrowia. A przed samą sesją, chyba z tysiąc razy zastanawiałam się, jak się wywinąć.

Najpierw musiałam podpisać papiery, wypełnić ankietę - ocenić jak za każdym razem, moje samopoczucie sprzed tygodnia. Sprawa jest ciężka, bo czuję jak mój związek się sypie, widzę jak w pracy coraz trudniej jest mi się skoncentrować i jak popełniam coraz więcej błędów. Czuję jak to wydarzenie sprzed dwudziestu paru lat odbiera mi stopniowo wszystko o co walczę, nad czym pracuję, wszystko co udaje mi się w ogromnych bólach osiągnąć.

Dzisiejsza sesja trwała godzinę i pół. Opowiedziałam zarys sytuacji. Głównie to, co napisałam dwie notki temu. Było ciężko, G zadawała szczegółowe pytania. Ale i takie, o których na prawdę nigdy bym nie pomyślała! A które pomagają mi przypomnieć sobie więcej. Na przykład: "jaka to była pora dnia?", "w co byłaś ubrana?", "jakie drzewa widziałaś wokoło?".

Podczas całego spotkania zniszczyłam jej wszystkie wizytówki. Targałam je kawałek po kawałeczku, miętoliłam. Doszłyśmy do wniosku, że próbuję odciągnąć swoją uwagę od tego co mówię. Jednakże pomaga mi się też ta czynność skupić i wrócić do gabinetu. Nie mam pomysłu co w tym celu przygotować na kolejne spotkanie.

Miałam mnóstwo momentów, które "zablokowywały" mi mózg. Kiedy paraliżowałam się. Nie mogłam wrócić do teraźniejszości, kiedy utknęłam między wspomnieniami. G stwierdziła, że to normalny mechanizm, który często występuje w umyśle dziecka. Poza tym widzę jak całe moje ciało broni się przed tymi wspomnieniami. Jak odmawia mi posłuszeństwa.

No i jeszcze ten ból. Pamiętam go doskonale. Czuję go w pochwie. G kazała mi go opisać. Zrobiłam to w trzech słowach. Rozrywający, nagły, ostry. I cholerstwo nie przestaje. Do tego ból w klatce piersiowej. Strach i stres nie puszcza.

A po wszystkim poczułam się bardzo skołowana. Nie mogłam sobie poradzić z drogą powrotną do domu. Byłam też bardzo zmęczona. I nie mogę stwierdzić czy byłam smutna. Byłam po prostu bardzo zagubiona. Głównie ze swoimi wewnętrznymi uczuciami.

Moja przyjaciółka, która również jest w trakcie terapii po wykorzystywaniu seksualnym (leczy się Gestaltem), co więcej skończyła psychologię. Stwierdziła, że chyba nie tędy droga. Że chyba nie powinnam tego roztrząsać. Że to wszystko mnie zniszczy. Po tym wyznaniu moja motywacja spadła o połowę. Ona nawet po wielu miesiącach terapii, nie wyznała powodu dla którego tam przychodzi. A ja? A ja już powiedziałam totalnie obcej osobie mnóstwo szczegółów.

Nie wiem nawet czy to co robię ma sens, ale idę dalej.

Na sam koniec G zapytała mnie jakie mam dzisiaj plany. Powiedziałam, że mam wolne ale nie jestem w stanie dokonać niczego przyjemnego. Na to ona stwierdziła, że pod koniec terapii będę w stanie robić fajne rzeczy i to będzie oznaka powrotu do zdrowia. Pocieszające nie? Marzę o tym. O normalnym życiu bez bólu.

2 komentarze:

  1. ten co wczesniej9 września 2016 21:58

    Psychologia nie jest mi całkowicie obca, więc specjalnie nie jestem zaskoczony Twoimi wyznaniami. Niemniej podziwiam Cię za to że potrafisz "publicznie" się obnażyć i pisać tak otwarcie o swoich odczuciach. Jestem facetem i dopiero w sytuacji kiedy sam spotykalem się z problemem gwałtu - widzę że ból fizyczny jest niczym w porównaniu z bólem psychicznym . Trzymam mocno kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciąż jestem anonimowa. Więc nie odbieram tego w ten sposób. Marzy mi się taki moment kiedy upublicznie tą historię, nadam jej twarze czy miejsca. Ale wciąż strasznie się boję. Reakcji tych, którzy są odpowiedzialni za moje cierpienia.

    OdpowiedzUsuń