Po przeszło pięciu latach ponownie rozpoczynam terapię (piątą z kolei). Jestem po dwóch wstępnych sesjach wprowadzających. Diagnoza: PTSD (coś nowego). Terapia poznawczo-behawioralna (pierwszy raz). Moja terapeutka wydaje się w porządku, kontakt nam zaskoczył. Terapia ma być bardzo intensywna, szokująca wręcz. Przewidziano osiem sesji po 1,5 godziny. Dlaczego ten piąty raz jest wyjątkowy?
Moi poprzedni terapeuci:
1. Pan M. - miły chłopak świeżo po studiach, siedzieliśmy naprzeciw siebie w pełnej ciszy godzinami. Ziewaliśmy naprzemiennie w rytm zegara. Nam obu brakowało terapeutycznego doświadczenia. Ja nie wiedziałam czego się spodziewać, a on jak mnie poprowadzić. Tu nie było planu, wstępu ani rozwinięcia. On nie wiedział co robi i moją nadzieję na lepszy byt zakopał jeszcze głębiej. Po którymś razie zadzwonił, że sesję musimy przełożyć - NA DZIEWIĄTĄ WIECZOREM. Wystraszyłam się, może słusznie, może nie i już nigdy tam nie wróciłam.
2. Elizka - kolejna studentka, ale cholernie seksowna i przyjemna w obyciu. Co tydzień zasypywała mnie psychotestami. Niestety kolejny raz zabrakło doświadczenia.
3. Dr ciocia - ciotka miała masę certyfikatów, doświadczenia, dyplomów i świetnych opinii. Kasę też niezłą zgarniała. Była miła, ciepła i bezpieczna. Uważam, że świetnie nadaje się na rozwiązywanie problemów małżeńskich, rodzinnych, zawodowych. Za każdym razem czułam się jak u cioci na pogawędce. Niestety nie uważam, że dziewczyna wykorzystywana seksualnie powinna w pierwszej kolejności przejść sesje doradztwa zawodowego. Techniki relaksacyjne też na niewiele się zdały.
4. Drapieżna S. - S. też wtedy niedawno opuściła mury uniwersyteckie. Ale była cholernie ambitna, wywnioskowałam to po jej profilu Linkedin. Wydaje mi się, że czerpała z terapii Gestalt. I nawet coś tam się we mnie ruszało. Niestety zraniła mnie pewnymi mało delikatnymi stwierdzeniami i szybko się ulotniłam. Ale jej stalinowskie podejście zaowocowało we mnie punktualnością i obowiązkowością, dostawałam nawet prace domowe.
Każdy z nich był niedostępny, poważny do kwadratu i boży. Absolutnie nie miałam dostępu do wiedzy o samej sobie. Nikt nie tłumaczył co robimy i w jaki sposób. Jakie są szanse i czego się spodziewać. Nie wiem czy jest to kwestia kraju, średniej wielkości miasta, w którym wtedy przyszło mi mieszkać. Może pecha? Żadna z tych terapii mi nie pomogła.
5. G. - G. jest Brytyjką, bo obecnie leczę się w Anglii. G postawiła diagnozę i od razu mnie z nią zapoznała. Przygotowała więcej materiałów do domu oraz informacje dla rodziny jak mają ze mną współpracować. Następnie przedstawiła mi plan działania. Zapoznała z terapią poznawczo-behawioralną. Ponownie przygotowała dla mnie materiały. Przed każdą sesją wypełniam kwestionariusz monitorujący mój ostatni tydzień życia, moje samopoczucie, lęki, emocje, natężenie depresji i myśli "S". Po sesji wypełniam ankietę dotyczącą naszej współpracy, spokojnie nakreślam wszelkie uwagi. G otwarcie odpowiada na moje pytania. Nawet tak idiotyczne jak te: "co jeśli spotkam cię poza terenem poradni?". Nie traktuje mnie jak kołka z problemami. Czasami zażartuje, a czasami nawet ja odwdzięczę się tym samym. I nigdy nie pozwala mi milczeć. Zawsze pyta o czym myślę. Na ostatniej sesji wypełniłyśmy "umowę". Czyli prosto i przejrzyście o tym co najważniejsze.
To są te jasne strony nadchodzących tygodni. Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Tylko co z tymi ciemnymi?
Rozumiem Cię doskonale.
OdpowiedzUsuńTeż ciągną się za mną urazy z dzieciństwa, z diagnoz postawionych przez lekarzy mogę się dowiedzieć, że jestem typem borderline i cierpię na CHAD i bla, bla, bla, bóg wie co jeszcze... Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dodatkowo dźwigam bagaż genetyczny w postaci obsesji, które mnie niszczą. Każą mi szczotkować zęby trzy razy dziennie, myć bez przerwy ręce. Najczęściej czepiają się moich zainteresowań i rzeczy naprawdę dla mnie ważnych, i tak muszę w kółko zapewniać samą siebie, że na pewno interesują się Marilyn Monroe i na pewno kocham swoją dziewczynę... Dodatkowym aspektem zaburzeń jest brak zaufania do zmysłów. Muszę trzy razy mrugnąć, żeby udowodnić sobie, że widzę dany przedmiot. Włączam innych ludzi w swoje obsesyjne rytuały (,,ale na 100% oddasz mi tę książkę?"). Męczę się z tym potwornie, dopiero od 2 lat jestem pod opieką psychiatry. Powinnam być hospitalizowana już jako małe dziecko, teraz leczenie zajmie o wiele dłużej. Naprawdę zazdroszczę Ci terapeutki. Czy przyjmujesz teraz jakieś leki?
Pozdrawia gość ze strony http://ifiwasinla.blog.pl/ :)
Przepraszam, że tak się rozpisałam o sobie.
Wybacz, że nie odpisywałam, ale chyba przeoczyłam Twój komentarz. To znaczy tak jakby nie zapisałam tej czynności w umyśle. To wszystko brzmi strasznie skomplikowanie. Ale przynajmniej ktoś stawia Ci konkretne diagnozy. I wiesz z czym walczysz, a to już sporo. Nie przyjmuję żadnych leków. Ale zaczynam to rozważać bo niestety podczas otwartego procesu terapeutycznego moje objawy zaczynają się niebezpiecznie nasilać. Nie wiem jedynie jak to pogodzić z pracą bo muszę być w pełni sprawna. A czy Ty przyjmujesz jakieś leki?
UsuńTo dobrze, że trafiłaś na tak dobrą terapeutkę. Mi też się to udało około roku temu. Wcześniej miałam jedną psycholog, która zrobiła mi badania w niepoprawny sposób, a następną, przez którą czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Już nie mówiąc o pedagog z okresu gimnazjum, która kazała mi tylko robić rysuneczki, a o moich problemach w ogóle nie rozmawiałyśmy.
OdpowiedzUsuńMoże tym razem uda Ci się leczenie i oswoisz się ze swoimi wspomnieniami. Oby Ci się to udało.
Pozdrawiam
Właśnie myślę, że w Polsce nie ma tak jakby takiego rozróżnienia jakie widzę tutaj. Tutaj jest albo terapeuta - który wie co i jak z cięższymi przypadkami albo tzw. counsellor - do którego można iść z problemami w domu, w związku czy coś. Więc trzeba uważać. Ale cieszę się, że znalazłaś kogoś odpowiedniego. Ciekawa jestem jak to wszystko przebiegało, ale nie wiem czy chcesz o tym mówić.
Usuń